poniedziałek, 24 czerwca 2013

Taniec ze smokami - George R. R. Martin


Tytuł oryginału: A Dance with Dragons. Vol. 1 & 2
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Stron: 632 & 757
Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Taniec ze smokami to piąty tom sagi Pieśni lodu i ognia, którego fabuła toczy się równolegle do akcji opisanej w Uczcie dla wron. W poprzednim tomie autor skupił się przede wszystkim na wydarzeniach w Królewskiej Przystani i na południu Westeros, co wiązało się z brakiem pewnych bohaterów. W tej części Martin przenosi czytelnika na Północ i jeszcze dalej aż za wąskie morze, więc mamy okazję dowiedzieć się, co działo się z pozostałymi postaciami. Starałam się nie zdradzić za dużo istotnych faktów z fabuły, aby nie narazić się fanom serialu i osobom, które nie czytały poprzednich części.

Pierwsza część skupia się przede wszystkim na poczynaniach Daenerys, której trzy smoki przynoszą więcej szkody i nieporozumień niż pożytku. Dany jest zmuszona do podjęcia kliku niełatwych decyzji, które wcale jej się nie podobają. Jednak jako królowa na uwadze ma dobro swojego ludu i jest gotowa na poświęcenia. Cały czas pamięta o przepowiedni, że czekają ją trzy zdrady. Kogo powinna się obawiać? Do gry nareszcie wrócił Tyrion, którego tak mi brakowało w poprzednim tomie. W czasie swojej podróży napotyka wiele niespodzianek, przeszkód oraz poznaje intrygujących i niebezpiecznych ludzi, którzy mają wobec niego określone plany. Na scenie pojawia się również sadystyczny Ramsay i Stannis, który realizuje swoje śmiałe postanowienia. Na Murze rośnie coraz większy niepokój, a rozkazy Lorda Dowódcy nie każdemu odpowiadają. W drugiej części, ku mojej radości, pojawiły się również fragmenty dotyczące Cersei, Aryi i było nawet kilka zdań o Jamie’m.

Martin z niesłabnącym zamiłowaniem uśmierca swoich bohaterów, nie bawiąc się przy tym w żadne schematy, że zły kończy marnie, a ten dobry triumfuje. Giną zarówno postaci, które darzy się szczerą sympatią, jak i drugorzędne męty. Chociaż wredne szumowiny, którym większość czytelników zaserwowałby potworne tortury, nadal cieszą się dobrym zdrowiem. Końcówką można się zachłysnąć, autor czekał do ostatnich stron, aby przelać krew. Nic nie zapowiadało takiego obrotu wydarzeń, ale co się dziwić, Martin jest mistrzem zwrotów akcji i trudno przewidzieć, co planuje. Pisarz igra z czytelnikiem, pozostawiając spory margines wątpliwości, co do śmierci niektórych postaci. Przede wszystkim atak na jednego bohatera dotknął mnie prawie równie silnie jak fragment Krwawych Godów w Nawałnicy mieczy. Autor oczywiście skończył w takim momencie, że nie wiadomo, czy ów bohater zginął, przeżył, a jeśli zginął, to liczę na coś w stylu powrotu a’la Beric Dondarrion.

Kto zasiądzie na Żelaznym Tronie? Pretendentów jest coraz więcej i dużym zaskoczeniem było pojawienie się kolejnego bohatera, który rości sobie do tego prawo. Po raz kolejny jestem pod ogromnym wrażaniem wyobraźni Martina. Mnogość postaci, miejsc i wydarzeń jest niesamowita, bo oprócz aktualnych spisków i komplikacji, często pojawiają się wstawki o historii Westeros – o królach i bitwach toczących się w przeszłości. Ilość wątków robi wrażenie, a co najważniejsze zaciekawia i fascynuje. Martin potrafi zaintrygować, a potem bezlitośnie urwać w najciekawszym momencie, pozostawiając ogromny niedosyt. Podsumowując, Taniec ze smokami to rewelacyjna kontynuacja pełna intryg i spisków, która dostarcza mnóstwo emocji, a rozwój akcji potrafi zaskoczyć i wyprowadzić z równowagi. Wszystkich zachęcam do sięgnięcia po sagę Pieśni lodu i ognia

*
I moja ulubiona serialowa melodia ;-)

wtorek, 4 czerwca 2013

Płytkie nacięcie - Karin Slaughter


Tytuł oryginału: Kisscut
Tłumaczenie: Lech Z. Żołędziowski
Stron: 394
Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Z twórczością amerykańskiej pisarki Karin Slaughter miałam już okazję się zapoznać i w moim odczuciu autorka pisze dość nierówno, więc nie do końca wiedziałam, czego mogę się spodziewać po Płytkim nacięciu. Książka okazała się całkiem niezłym thrillerem psychologicznym z wartką akcją, który wciąga i trzyma w napięciu już od pierwszych stron. Uprzedzam jednak, że nie jest to kryminał z kategorii: zabójstwo, śledztwo pełne poszlak i mylnych tropów, kończące się złapaniem mordercy. W Płytkim nacięciu znajdziemy zupełnie inny rodzaj potworności.
 
Na torze wrotkarskim dochodzi do zamieszania, trzynastoletnia Jenny celuje z broni do szkolnego kolegi. Na miejscu zdarzenia przypadkowo znajduje się komendant policji Jeffrey Tolliver, który stara się odwieść dziewczynkę od tego zamiaru, jednak jego słowa nie odnoszą rezultatu i jest zmuszony zastrzelić Jenny, by nie dopuścić do masakry. W tym samym czasie Sara Linton znajduje w toalecie pocięte zwłoki noworodka. Wszystko wskazuje, że jest to dziecko Jenny, ale dopiero sekcja zwłok przynosi zaskakujące odpowiedzi. Jenny od dłuższego czasu się okaleczała, była molestowana seksualnie, ale nigdy nie rodziła. Niebawem dochodzi do kolejnej tragedii z udziałem innej trzynastolatki.

Szokujący początek był tylko zalążkiem dramatycznej historii, która rozgrywa się na kartach powieści. Karin Slaughter poruszyła bowiem trudny temat, jakim jest pedofilia i pornografia dziecięca. Zostało pokazane, w jaki sposób ta przerażająca machina funkcjonuje i jak wielu ma zwolenników. Autorka przedstawia punkt widzenia sprawcy, czyli w tym przypadku osób, którym dzieci ufają bezgraniczne i wręcz pragną się przypodobać. Sporo uwagi zostało poświęcone również ofiarom i pisarka bardzo autentycznie zarysowała stan ducha i tok myślenia skrzywdzonych dzieci. Ta cała makabryczna działalność została pokazana z dwóch całkowicie odmiennych perspektyw, przy czym jedna jest bardziej przerażająca od drugiej. Ciekawym elementem, który dostarczał kolejny ładunek emocji, był wątek policjantki, która zmagała się z wstrząsającymi wydarzeniami z przeszłości. Znalazła się w sytuacji, która przysporzyła jej wiele bólu i upokorzenia, a blizny na rękach przypominają jej chwile grozy. Teraz stara się odnaleźć w całkiem nowej dla niej rzeczywistości, w której nie czuje się już bezpieczna. Analiza psychologiczna jest tu dość istotna i plątania uczuć bohaterów została oddana bardzo sugestywnie.

Płytkie nacięcie to połączenie kryminału z thrillerem psychologicznym, który obrazuje zło drzemiące w ludziach. Tym razem policja nie walczy z seryjnym mordercą i jego makabrycznymi skłonnościami, ale z kimś równie niebezpiecznym i przerażającym, który przez wiele lat potrafi działać w ukryciu. Autorka stopniowo buduje napięcie, dodając coraz bardziej zdumiewające fakty, które potrafią wywrócić żołądek do góry nogami. I to nie przez latające flaki i krew na ścianie, ale z powodu szokujących skłonności osób, których nigdy by się o to nie podejrzewało. Od pewnego momentu można przewidzieć rozwój akcji, ale mimo wszystko książkę czyta się z pewnym niedowierzaniem. Płytkie nacięcie to dobry thriller psychologiczny, który potrafi zszokować i dostarczyć niemało emocji.