Tytuł oryginału: A Dance with Dragons. Vol. 1 & 2
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Stron: 632 & 757
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Taniec ze smokami to
piąty tom sagi Pieśni lodu i ognia, którego fabuła toczy się równolegle do akcji opisanej
w Uczcie dla wron. W poprzednim tomie autor skupił się przede wszystkim na
wydarzeniach w Królewskiej Przystani i na południu Westeros, co wiązało się z
brakiem pewnych bohaterów. W tej części Martin przenosi czytelnika na Północ i
jeszcze dalej aż za wąskie morze, więc mamy okazję dowiedzieć się, co działo
się z pozostałymi postaciami. Starałam się nie zdradzić za dużo istotnych
faktów z fabuły, aby nie narazić się fanom serialu i osobom, które nie czytały
poprzednich części.
Pierwsza część skupia
się przede wszystkim na poczynaniach Daenerys, której trzy smoki przynoszą
więcej szkody i nieporozumień niż pożytku. Dany jest zmuszona do podjęcia kliku
niełatwych decyzji, które wcale jej się nie podobają. Jednak jako królowa na
uwadze ma dobro swojego ludu i jest gotowa na poświęcenia. Cały czas pamięta o
przepowiedni, że czekają ją trzy zdrady. Kogo powinna się obawiać? Do gry
nareszcie wrócił Tyrion, którego tak mi brakowało w poprzednim tomie. W czasie
swojej podróży napotyka wiele niespodzianek, przeszkód oraz poznaje intrygujących
i niebezpiecznych ludzi, którzy mają wobec niego określone plany. Na scenie pojawia się również sadystyczny Ramsay i Stannis, który realizuje swoje śmiałe postanowienia. Na Murze rośnie coraz większy niepokój, a rozkazy Lorda Dowódcy nie
każdemu odpowiadają. W drugiej części, ku mojej radości, pojawiły się również fragmenty
dotyczące Cersei, Aryi i było nawet kilka zdań o Jamie’m.
Martin z
niesłabnącym zamiłowaniem uśmierca swoich bohaterów, nie bawiąc się przy tym w
żadne schematy, że zły kończy marnie, a ten dobry triumfuje. Giną zarówno
postaci, które darzy się szczerą sympatią, jak i drugorzędne męty. Chociaż
wredne szumowiny, którym większość czytelników zaserwowałby potworne tortury,
nadal cieszą się dobrym zdrowiem. Końcówką można się zachłysnąć, autor czekał
do ostatnich stron, aby przelać krew. Nic nie zapowiadało takiego obrotu
wydarzeń, ale co się dziwić, Martin jest mistrzem zwrotów akcji i trudno
przewidzieć, co planuje. Pisarz igra z czytelnikiem, pozostawiając spory
margines wątpliwości, co do śmierci niektórych postaci. Przede wszystkim atak
na jednego bohatera dotknął mnie prawie równie silnie jak fragment Krwawych
Godów w Nawałnicy mieczy. Autor oczywiście skończył w takim momencie, że nie
wiadomo, czy ów bohater zginął, przeżył, a jeśli zginął, to liczę na coś w
stylu powrotu a’la Beric Dondarrion.
Kto zasiądzie na Żelaznym
Tronie? Pretendentów jest coraz więcej i dużym zaskoczeniem było pojawienie się
kolejnego bohatera, który rości sobie do tego prawo. Po raz kolejny jestem pod
ogromnym wrażaniem wyobraźni Martina. Mnogość postaci, miejsc i wydarzeń jest
niesamowita, bo oprócz aktualnych spisków i komplikacji, często pojawiają się
wstawki o historii Westeros – o królach i bitwach toczących się w przeszłości.
Ilość wątków robi wrażenie, a co najważniejsze zaciekawia i fascynuje. Martin
potrafi zaintrygować, a potem bezlitośnie urwać w najciekawszym momencie,
pozostawiając ogromny niedosyt. Podsumowując, Taniec ze smokami to rewelacyjna kontynuacja pełna intryg i spisków, która dostarcza mnóstwo emocji, a rozwój akcji potrafi zaskoczyć i wyprowadzić z równowagi. Wszystkich zachęcam do sięgnięcia po sagę Pieśni lodu i ognia.
*
I moja ulubiona serialowa melodia ;-)