Tytuł
oryginału: The Language of Flowers
Tłumaczenie: Małgorzata Miłosz
Stron: 400
Wydawnictwo: Świat książki
Moja ocena: 4/6
Po Sekretny język kwiatów sięgnęłam nieufna jak lawenda
(porównanie adekwatne do tematyki książki, a co). Sama fabuła nie do końca mnie
przekonywała, jednak mnogość pozytywnych opinii na temat debiutu Vanessy
Diffenbaug spowodowała, że nie mogłam przejść obok tej powieści obojętnie.
Obawiałam się, że wszystkie ochy i achy będą nieco nad wyraz, a ten cały
kwiatowy wątek nie przypadnie mi do gustu i uznam za kiczowaty. Starając
powstrzymać się nieco sceptyczne nastawienie, zabrałam się za lekturę. Czy warto
skusić się na Sekretny język kwiatów?
Victoria miała najgorsze dzieciństwo, jakie może spotkać dziecko.
Jako sierota została ulokowana w domu dziecka, albo w kolejnych rodzinach
zastępczych. Nigdzie nie potrafiła zagrzać dłużej miejsca, opisywano ją jako
aspołeczną i nie mogącą się przystosować do nowego otoczenia. Czy to była
wyłącznie wina dziewczynki, a może po prostu spotykała nieodpowiednie osoby? W
końcu trafia do Elizabeth, która mimo wszystko chce zatrzymać Victorię.
Początkowo dziewczynka była strasznie nieufna, ale z czasem uwierzyła, że może
z Elizabeth stworzyć rodzinę. Całą historię poznajemy z punktu widzenia
Victorii, która obecnie skończyła osiemnaście lat i wraca do wspomnień sprzed
kilku lat. Co się stało, że nie została razem z Elizabeth? Dziewczyna próbuje
uporać się z przeszłością i jednocześnie odkrywa w sobie niezwykły talent. Zna sekretne
znaczenie niemal wszystkich kwiatów i potrafi stworzyć bukiety, które pomagają
wielu ludziom w bliżej nieokreślony sposób.
Już sam tytuł nam podpowiada, że w książce dużą rolę będą
odgrywać kwiaty i ich znaczenie. Dotychczas nie zastanawiałam się nad tym, co
mogą oznaczać poszczególne bukiety, zupełnie nie przywiązywałam do tego wagi.
Kwiat to kwiat, prawda? Otóż niekoniecznie! Każdy w nich kryje w sobie
informację, której, zupełnie nieświadomi, możemy nie rozszyfrować i nie
docenić. Początkowo opisy znaczeń poszczególnych kwiatów mnie nużyły i może
nawet przeszkadzały, ale z czasem stwierdziłam, że jest to na swój sposób fascynujące.
Spodobała mi się scena, w której bohaterowie wręczając sobie kwiaty,
przekazywali sobie istotne wiadomości. Po prostu rozumieli się bez słów. Swoje
stanowisko i emocje wyrażali poprzez język, który potrafi zrozumieć niewiele
osób. Nie od razu zafascynowała mnie ta sekretna mowa, ale w pewnym momencie
uznałam, że ma w sobie coś magicznego. Dzięki temu aspektowi książka w dużej
mierze zawdzięcza swój urok.
Akcja powieści płynie w refleksyjnym rytmie, jakby miała na
celu uspokoić skołatane nerwy. Jednak nie brakuje w niej emocji, książka jest nimi
naszpikowana i nie zawsze są to pozytywne odczucia. Przez większość część
lektury odczuwałam nieokreślony niepokój. Historia jednak paradoksalnie pozwala
się wyciszyć. Dlaczego? Może właśnie ze względu na istotną rolę kwiatów, które
otaczają nas z każdej strony, albo kwestia leży w samym rozegraniu fabuły.
Sekretny język kwiatów nie jest książką pełną nieoczekiwanych zwrotów akcji,
które trzymają w napięciu i wywołują gamę ambiwalentnych emocji. Nie. Powieść
Vanessy Diffenbaugh to zupełnie inny rodzaj lektury, który zmusza do
zatrzymania, chwili oddechu i powolnemu rozkoszowaniu się każdym słowem.
Przynajmniej takie odebrałam wrażenie. Początkowo trudno było mi się przestawić
i wczuć w tę historię, ale kolejne strony ułatwiały mi to coraz bardziej. Były
jednak fragmenty, które wprawiały mnie w ogromny smutek i przygnębienie, albo
czułam złość z powodu zachowania Victorii i decyzji, które podejmowała.
Nie jestem pewna, czy polubiłam główną bohaterkę. Wydała mi
się całkowicie oderwana od rzeczywistości, jakby na niczym jej nie zależało i
była święcie przekonana, że nic dobrego nie może ją spotkać. Coś mnie jednak w
niej intrygowało, próbowałam zrozumieć jej zachowanie i liczyłam, że w końcu
wyjdzie ze swojej skorupy i otworzy się na ludzi. Bardzo też byłam ciekawa
Elizabeth i jej stosunków z siostrą, kryła się tutaj jakaś tajemnica.
Zastanawiałam się, co musiało się wydarzyć, że przekreśliło siostrzaną więź, a
próby ponownego kontaktu były natychmiast gaszone. Autorka nie od razu zdradza
nam sekret, tylko powoli odkrywa karty, rozbudzając w ten sposób ciekawość.
Grant również jest dość tajemniczą postacią i chyba wzbudził moje największe
zainteresowanie i żałuję, że Diffenbaugh tak niewiele poświęciła mu uwagi. Bohaterowie nie są szablonowi, każdy z nich zmaga się z własnymi demonami i ma swoją
przeszłość, która go ukształtowała.
Sekretny język kwiatów był dość specyficzną lekturą. Zazwyczaj
sięgam po nieco inny typ książek, ale pomyślałam, że warto spróbować czegoś niecodziennego.
Trudno mi jednoznacznie wydać werdykt, czy historia stworzona przez Diffenbaugh
przypadła mi do gustu. Cały czas z niepokojem śledziłam poczynania bohaterki i
to uczucie zaniepokojenia nieco mi przeszkadzało podczas czytania, momentami
chciałam książkę odłożyć, ale jakaś siła przyciągała mnie do niej ponownie.
Autorka poruszyła trudne tematy, jak życie dziecka w rodzinach zastępczych, czy
trudy macierzyństwa, wkładając w to mnóstwo
emocji, które bez wątpienia dają się odczuć. Książka na szczęście kończy się
pozytywnym akcentem udowadniając, że każdy błąd można naprawić i uzyskać
przebaczenie. Sekretny język kwiatów bez wątpienia dostarczy mnóstwo emocji i
skłoni do chwili refleksji.