Tytuł oryginału: Heart Shaped Box
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Stron: 326
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Pudełko w kształcie serca to debiutancka powieść Joego Hilla,
a właściwie Josepha Hillstorma Kinga. I
nie jest to zbieżność nazwisk, Joe jest synem Stephena Kinga i poszedł w ślady
ojca, pisząc horrory. Zaczął wydawać pod pseudonimem, aby nie czerpać korzyści
z popularności ojca i udało mu się zyskać uznanie wśród czytelników. Wiedząc
jednak, że Joe Hill jest synem najpopularniejszego pisarza grozy, chyba nie da
się uniknąć porównań i pytań, czy jego książki są równie dobre. I właśnie dlatego skusiłam się na Pudełko w kształcie serca, bardziej z czystej
ciekawości niż z zamiłowania do horrorów.
Jude Coyne to słynny gwiazdor rocka, ale najgłośniejszą
karierę ma już za sobą. Już dawno stuknęła mu pięćdziesiątka i czasy tras
koncertowych i wszelakich libacji poszły w zapomnienie. Jego małżeństwo dawno
się rozpadło, ale nie może narzekać na brak zainteresowania ze strony chętnych i młodych kobiet. Teraz
mieszka z nim Georgia (do swoich tymczasowych partnerek nigdy nie zwracał się
po imieniu, zawsze nazywał je jak stan, z którego pochodzą), wcześniej była
Floryda, która nawet po swojej śmieci wywarła ogromny wpływ na jego życie. Jude
ma również dość specyficzne hobby, zbiera wszystko co makabryczne i natychmiast
się decyduje kupić ducha, którego oferowano na internetowej aukcji. Jude
otrzymuje pudełko w kształcie serca, a w nim garnitur nieboszczyka i oczywiście
ducha w pakiecie, który ma swoje niecne plany.
Książka jest na swój sposób klimatyczna przede wszystkim za
sprawą głównego bohatera - stary i już nieco zdezelowany rockman ze swoją
przeszłością, którego raczej nikt nie zaprasza do cioci na herbatę. Na pewno
nie jest to wyidealizowana i ułożona postać, z Jude’a to raczej parszywy drań,
ale nie da się go nie polubić. Oczywiście pojawiają się wstawki o życiu, które
prowadził wcześniej jako członek zespołu rockowego, czyli pełne wrzasków na
scenie o śmierci i szatanie, mocno zakrapianych imprez i ćpania na potęgę. Jude ma charakter, jest to postać ciekawa (wspomniane
jest też o jego marnym dzieciństwie i niełatwych relacjach z ojcem) i dobrym
pomysłem było wykreowanie właśnie takiego bohatera. Ten rockowy klimat daje się
odczuć, często pojawiają się nawiązania do innych grup muzycznych o nieco
mocniejszym brzmieniu, może nawet tytułowe pudełko w kształcie serca było
inspirowane piosenką Nirvany – Heart Shaped Box, ale to już moje domysły.
Ważna kwestia, Pudełko w kształcie serca ma być horrorem, a
horror z założenia ma być straszny, budzić grozę, spowodować ciarki na plecach,
po prostu wywołać choć minimalne uczucie strachu, tak by przynajmniej wypadało.
(Tak na marginesie, jakakolwiek książka tak na Was podziałała?) Nie tym razem i
autorowi mogę zarzucić, że ten horror nie jest horrorem. Owszem, był duch,
nawet całkiem wredny i złośliwy, potem jakaś próba seansu spirytystycznego, ale
to nie wystarczyło. Autor skupił się również na aspekcie psychologicznym i
grozę może tu budzić wątek molestowania nieletniej. Sama fabuła była nieco
uboga, Jude dostał garnitur wraz z szumowiną zza światów, która chciała mu
zrobić krzywdę, więc Jude wsiada w samochód i ze swoją obecną towarzyszką życia jedzie rozwiązać problem, a po drodze dociera do niego prawda o śmierci jego
byłej dziewczyny. To tak w największym skrócie.
Muszę przyznać, że książka może nie tyle mnie nużyła, co nie miałam oporów by ją na moment odłożyć. Historia ciągnęła się bez większych
atrakcji, ale na szczęście ostateczna konfrontacja z duchem była nie najgorsza
i nareszcie działo się coś konkretnego. Podobał mi się ten rockowy akcent,
opisy są dość sugestywne bez niepotrzebnego lania wody, pomysł z duchem dobry,
ale książka na kolana mnie nie rzuciła, zabrakło dreszczyku emocji, jakiegoś
mocnego uderzenia. Myślę, że autor jeszcze nie pokazał wszystkiego na co go stać, więc daję mu kredyt zaufania i na pewno sięgnę po inną jego powieść.