czwartek, 27 grudnia 2012

Uczta dla wron - George R. R. Martin



Tytuł oryginału: A Feast for Crows. Vol. 1 & 2
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Stron: 510 & 523
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Moja ocena: 5/6


Wspominałam już, że do lektury Gry o tron podchodziłam dość sceptycznie, ale czekała mnie ogromna niespodzianka. Świat wykreowany przez Martina pochłonął mnie bez reszty i bez wątpienia saga Pieśni lodu i ognia jest największym odkryciem tego roku. Dlaczego? Rozległa i tajemnicza kraina, mnóstwo barwnych postaci, niekończące się intrygi, umiejętnie utkana sieć spisków, liczne tajemnice i intrygujące legendy. To tylko niektóre elementy, które składają się na niesamowicie wciągającą historię. Uczta dla wron to czwarty tom sagi i podobnie jak poprzedni został podzielony na dwie części. Z pewnością jest o wiele spokojniejszy niż Nawałnica mieczy, ale o tym napiszę za chwilę.

Martin powołał do życia wielu bohaterów, oczywiście stopniowo się ich pozbywa, ale zaraz pojawiają się kolejni. W Uczcie dla wron przybyło kilka nowych osób, a niektóre drugoplanowe postaci stanęły tym razem na pierwszym planie i odgrywają znaczną rolę. Z drugiej strony można odnieść wrażenie, że autor o paru bohaterach zupełnie zapomniał. Nie przeszkadzało mi, że nie było fragmentów z Daenerys, chociaż przydałoby się wiedzieć, co planuje Matka Smoków. Jestem skora wybaczyć, że Jon Snow nie zabrał głosu, w końcu opowieść z punktu widzenia Sama dostarczała nieco informacji, co się dzieje na Murze. Jednak do czasu, ponieważ Samwell dostał specjalne zadania od nowego Lorda Dowódcy i opuścił Północ, ale nie będę zdradzać szczegółów. Nawet nie odczułam braku Stannisa i niebezpiecznej Melisandre. Ale gdzie się podział Tyrion? W moim odczuciu najlepsza, najbardziej ciekawa i nieprzewidująca postać. Martin stworzył genialnego bohatera, a w Uczcie dla wron nie było o nim ani słowa. Owszem, Cersei o nim wspomina, złorzecząc i życząc mu śmierci w męczarniach, ale to jest zaledwie parę zdań. W Nawałnicy mieczy Tyrion odegrał znaczną rolę, a jego ostatni wyczyn przebił wszystko i to dosłownie przebił, a raczej wbił. A teraz co, na wakacje pojechał? Jak się okazało, był to celowy zabieg, co Martin tłumaczy w posłowiu i zapewnia, że pozostałe postaci pojawią się w kolejnym tomie, ale strasznie brakowało mi tego karzełka.

W tej części mamy okazję przede wszystkim przyglądać się złotowłosym bliźniakom. Cersei popada w coraz większy obłęd i spiskuje, w pewnym momencie zaczęła mi działać na nerwy. Jej postać w poprzednich tomach robiła na mnie większe wrażenie, teraz wydała mi się obłąkaną babą, która lubi patrzeć na swoje odbicie w lustrze i widzieć na swojej głowie koronę. Niezłym dodatkiem było to, że w jej działaniach było nieco makabry i przyznaję, że tylko czekałam, aż się przejedzie na tych swoich kłamstwach. Natomiast Jamie zyskał w moich oczach, chyba w końcu zaczął myśleć. Postać Brienne nabrała też kolorytu, a jej przygody dodawały trochę smaczku. Sansa nadal mnie irytuje, chociaż można zaobserwować jej przemianę i jestem ciekawa, co z tego wyniknie. Momentami miałam wrażenie, że Arya zgubiła gdzieś swoją zadziorność, ale ona na pewno nie powiedziała ostatniego słowa.

W Uczcie dla wron jest o wiele mniej akcji, walki zbliżają się ku końcowi, rżenie koni ucichło, topory i miecze powoli zostają odkładane na bok, ale gra o tron się nie skończyła. Wszyscy obmyślają niecne plany, spiskują i kombinują, jakby tu zyskać dla siebie jak najwięcej. Czytelnik ma możliwość się wyciszyć, uspokoić skołatane nerwy po rzezi, którą dostarczył poprzedni tom, i nabrać dystansu. Ta część jest jakby takim przerywnikiem, czyżby cisza przed kolejną burzą? Martin wprowadził dużo pobocznych wątków, więcej uwagi poświęcił dotychczas mało znaczącym bohaterom. Niektóre fragmenty mogą się wydać nieco nużące, ale moim zdaniem, mimo wszystko, są one potrzebne. Autor z ogromną dbałością opisuje skutki wojny pięciu królów, zabiera nas w różne zakątki Siedmiu Królestw i przybliża panujące nastroje. Martin potrafi wciągnąć w swój świat, który jest dopracowany w najdrobniejszych szczegółach, powoli wyjaśnia niektóre wątki i jakby od niechcenia uśmierca paru bohaterów, ot tak, dla zabicia nudy i w efekcie znowu zlikwidował jedną z moich bardziej lubianych postaci.

Martin zachwycił mnie po raz kolejny, mimo że ten tom jest nad wyraz spokojny, nie czuję się znudzona. Chociaż pod koniec drugiej części akcja ruszyła, Cersei w końcu dostała pstryczka w nos i czytając ten wątek, czułam sporą satysfakcję. Poza tym relacje wróg-przyjaciel zmieniają się z zawrotną szybkością i trzeba naprawdę się skupić, aby zrozumieć kto, z kim i dlaczegoPodziwiam autora za jego wyobraźnię, stworzył niesamowity świat i bez trudu przychodzi mu snucie zajmującej historii pełnej intryg, walk, tajemnic i zaskakujących zwrotów akcji. Uczta dla wron jest obowiązkową książką dla fanów Martina, a tych, którzy jeszcze nie znają tej sagi, zachęcam do sięgnięcia po pierwszy tom. W tym przypadku chronologia jest wskazana, bo naprawdę można się pogubić. Nawet osoby, które nie przepadają za powieściami fantasy, zmienią zdanie za sprawą Pieśni lodu i ognia. Jest to rewelacyjna saga!

31 komentarzy:

  1. Nie znam tej sagi, ale dobrze, że piszesz o tym, iż trzeba ją koniecznie czytać w chronologicznej kolejności. Postaram się zatem poszukać pierwszy tom i przeczytać. Mam nadzieję, że również przypadnie mi do gustu tak, jak tobie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cornwell, Martin... kiedy ja to wszystko przeczytam? Zaczyna ogarniać mnie lekka panika! Recenzje brzmią tak kusząco, że nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie przeczytać!
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety nie czytałam jeszcze żadnej z tych książek. Twoja recenzja jest bardzo przekonywaująca, więc będę musieć poszukać w bibliotece, bo myślę, że warto :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pod ostatnim zdaniem mogę się podpisać ręcyma i nogami ;) Zresztą pod resztą recenzji też :) Mi "Uczta dla wron" podobała się chyba najmniej, za dużo było nowych bohaterów, a za mało moich ulubionych (m. in. Tyriona i Jona). Jak dziecko cieszyłam się z "nieszczęścia" królowej, ale za to jedną z moich ulubionych postaci został Królobójca. To jest właśnie niezwykłe u Martina, że z najbardziej znienawidzonych postaci potrafi później stworzyć pozytywną postać. Za mną już "Taniec ze smokami" (tu Martin znowu trochę szaleje) i nie mogę się doczekać następnego tomu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj brak Tyriona daje się odczuć, to niezwykle charyzmatyczna postać. Mam nadzieję, że Królobójca jeszcze wyjdzie na ludzi, bo lubię go coraz bardziej. Ubawiłam się jak miał do czynienia z Brienne w poprzednim tomie :) "Taniec ze smokami" muszę kupić jak naszybciej, jestem ciekawa, co się dzieje z resztą bohaterów. Gdzieś wyczytałam, że mają być jeszcze przynajmniej dwa tomy i mam nadzieję, że to prawda :) Teraz jeszcze czekam na trzeci sezon serialu, który ma się pojawić pod koniec marca :)

      Usuń
    2. Tak mają być jeszcze dwa - bardzo długie, ale chyba przyjdzie nam długo czekać :/ Również czekam, ale już nie z taką niecierpliwością - 2 sezon podobał mi się dużo mniej niż 1 niestety.

      Usuń
    3. Pierwszy sezon był idealnie pod książkę zrobiony, w drugim były już widoczne różnice, ale i tak mi się podobał :) Jak odbierasz aktorów? Moim zdaniem (no może z małym wyjątkiem, bo Jona Snow mi zepsuli - zupełnie inaczej go sobie wyobrażałam) są świetnie dobrani :)

      Usuń
  5. Podoba mi się koncepcja tej książki - jak sama nazwałaś coś w rodzaju "przerywnika". No i ten mix bohaterami - pierwszoplanowi, którzy kiedyś byli w tle, nowi itd. Mistrzostwo. Jak w życiu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie czytałam jeszcze pierwszego tomu z tej serii, ale chciałabym jak najszybciej to zrobić! Tyle pozytywnych recenzji, że aż ślinka cieknie na myśl o "Grze o Tron". Boję się jednak, że postacie w książce będą mi się mylić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zaczęłam czytać "Grę o tron" to przyznaję, że początkowo nie mogłam ogarnąć bohaterów i ich wzajemnych relacji, ale z czasem wszystko idzie załapać, więc bez obaw :)

      Usuń
  7. Uwielbiam serial "Gry o tron", a książkę ma pożyczyć mi kolega, który mówi, że jest lepsza niż serial. Cieszę się, że tak bardzo polubiłaś twórczość Martina! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze odpisując na Twój komentarz u mnie odnośnie książki Anne Holt - czytałam Twoją krótką recenzję na LC. Wymieniłaś Jo Nesbo, jako lepszego pisarza od niej i masz rację, zgadzam się całkowicie. Ja nie mam nic przeciwko politycznym intrygom, dlatego pewnie też inaczej odebrałam tę książkę niż Ty :) Aczkolwiek zawsze mi czegoś w jej powieściach brakuje.

      Usuń
  8. Z chęcią zapoznam się w przyszłości z tą książką.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie czytałam żadnej książki autora, ale "Grę o tron" jak najbardziej mam w planach...

    OdpowiedzUsuń
  10. Na razie jestem po lekturze pierwszej części sagi a w kolejce czeka już następna. Objętościowo książki troszkę przerażają, jednak warto jest je przeczytać. Autor wykreował niepowtarzalną atmosferę i unikatowych bohaterów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może na początku objętość przeraża (chociaż podział na dwa tomy jest całkiem dobrym rozwiązaniem, bo jedna wielka knipa byłaby dość nieporęczna), ale potem jest lament, że to już koniec ;)

      Usuń
  11. Bardzo chcę przeczytać tę sagę, ale jak na razie nie trafiła do moich rąk :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Czuję wielk potrzebę zaznajomienia się z tym autorem!

    OdpowiedzUsuń
  13. Bez bicia przyznam się, że nie wiem o co biega, bo nie znam tej sagi, oczywiście o książce "Gra o tron" słyszała, bo jakżeby inaczej, ale nic poza tym. Na razie smakuję wrażenia innych, żeby za jakiś czas przełamać się do tej opowieści, tym bardziej że należy do zacnej fantastycznej literatury.

    A'propos świat, nadal niestety świętuje, niestety, bo spodnie zapinam z wielkim bólem, podejrzewam że przytyło mi się z lekka :/, ale od nowego roku wskakuje na stacjonarny rowerek i pędzę przed siebie :) Mam nadzieję, że Ty lepiej się trzymasz.

    OdpowiedzUsuń
  14. od dawna mam wielką chęć na twórczość Martina!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja długo omijałam Grę o tron i muszę przyznać, że jestem nią zaskoczona:), więc jak przez nią przebrnę to sięgnę po kolejne części:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Słyszę o niej po raz pierwszy. Jakoś do mnie nie przemawia..

    OdpowiedzUsuń
  17. Może, może... Recenzja brzmi kusząco:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Gdybym nie była już wcześniej przekonana do tej sagi, Twoja recenzja z pewnością sprawiłaby, że bym po nią sięgnęła :). Dwie pierwsze części mam już zresztą na półkach, więc prędzej czy później się za nie zabiorę :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Z chęcią bym przeczytała:)

    Zapraszam na Candy Noworoczne, do wygrania książki : http://recenzje-kiti.blogspot.com/2012/12/candy-noworoczne.html

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja, ja nie przepadam za fantasy :D Chyba jednak nie miałbym odwagi wydać kilkudziesięciu złotych i przekonać się, czy faktycznie polubię tę sagę. Ale pożyczyć chętnie pożyczę, muszę się tylko rozejrzeć po pólkach znajomych :-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc, nie czytam zbyt dużo powieści fantasy, Martin to jest wyjątek i teraz mogę tylko piać z zachwytu nad tą sagą :) Koniecznie pożyczć, a nuż czeka Cię miłe zaskoczenie, a może skusisz się na serial? Pierwszy sezon jest idealnie zrobiony pod pierwszy tom. Przekonasz się, czy historia Cię zaciekawi :)

      Usuń
  21. Przez Ciebie mam ochotę na drugi tom tej serii, bo pierwszy już za mną. :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Muszę przeczytać w końcu tę serię! Wszędzie widzę pochlebne recenzję, a nadal się ociągam z wypożyczeniem książek.

    OdpowiedzUsuń
  23. Książki i serial cieszą się ogromną popularnością. Powoli przekonuję się do tych klimatów i mam nadzieję, że niedługo uda mi się zdobyć pierwszą część :)

    OdpowiedzUsuń