Tłumaczenie: Ewa Wojciechowska
Stron: 600
Wydawnictwo: WAB
Moja ocena: dobra
Jeśli chodzi o skandynawskich pisarzy, to jeszcze się nie
rozczarowałam. O Mankellu sporo słyszałam, ale nigdy nie wpadł mi w ręce.
Ostatnio jednak udało mi się dostać Chińczyka, spodziewałam się dobrego kryminału, ale autor
poszedł trochę w innym kierunku.
Zaczyna się całkiem mocno, dziewiętnaście trupów w małej
szwedzkiej wiosce, istna masakra. Policja długo nie może znaleźć podejrzanego i
trudno odgadnąć motyw zabójstwa. Całą sprawą
zainteresowała się sędzia Brigitta Roslin, ponieważ odkryła swoje
pokrewieństwo z ofiarami. Przybywa na miejsce zbrodni, aby porozmawiać z
policją i nieoczekiwanie rozpoczyna swoje prywatne śledztwo.
Nagle przenosimy się do XIX wieku i czytamy o Chińczyku –
Sanie i jego dwóch braciach, którzy byli zmuszeni uciec z domu rodzinnego. Mają
nadzieję, że w mieście uda im się znaleźć pracę, ale wbrew sobie znaleźli się
na statku płynącym do Ameryki, gdzie spotyka ich dużo okrucieństwa i
niesprawiedliwości. Autor znowu
przeskakuje i trafiamy do współczesnego Pekinu, gdzie poznajemy ambitnego i
bogatego Ya Ru, który jest spokrewniony z Sanem.
Jak morderstwo w Szwecji łączy się z tą historią? Gdzieś tu
możemy szukać motywu. Fabuła z pewnością jest wielowątkowa i nie jest to typowy
kryminał. Mam wrażenie, że to początkowe zabójstwo jest tylko tłem, autor dużą
uwagę poświęcił obrazowi Chin. Czytamy o Mao i jego Czerwonej Książeczce,
komunizmie, rewolucji, nowej polityce, o państwie, którego potęga ciągle wzrasta.
Raczej nie wpisałabym tej książki w kategorię kryminał.
Owszem, była niezła masakra, ale sam motyw, osoba mordercy, ta cała intryga - bez
rewelacji. Oprócz tego jest postać pani sędzi, kobiety w średnim wieku, której
nie do końca układa się w małżeństwie. Mamy opis Chin i ich sytuację
polityczno-gospodarczą. Dużo wątków, ale składają się na całkiem zgrabną i
interesującą całość. Jak na pierwsze spotkanie z autorem było nie najgorzej i na
pewno sięgnę po inną książkę Mankella, bo Chińczyk to dobra powieść,
ale kiepski kryminał.
Ja Mankella też jeszcze nie czytałam, mam jednak jego Piątą kobietę. Zobaczymy. Chińczyka też bym chętnie przeczytała.
OdpowiedzUsuńkryminały bardzo lubię,
OdpowiedzUsuńwczytałam się w Twoją recenzję i kurde.. no jednak nie dla mnie, doczytałam do końca i jednak nie ciągnie mnie do zapoznania się z tą książką
pozdrawiam!
Mankell to jeden z moich ulubionych pisarzy :)
OdpowiedzUsuńRaczej po nią nie sięgnę. Nie moje klimaty i fabuła do mnie nie przemawia...
OdpowiedzUsuńPiszesz, że jako kryminał, owa książka prezentuje się raczej kiepsko, dlatego zastanowię się jeszcze nad jej bliższym poznaniem, gdyż przyznam, iż na chwilę obecną interesuję mnie inna książka Mankella.
OdpowiedzUsuńLubię kryminały szczególnie napisane przez skandynawskich autorów, o powieści Mankella z pewnością będę pamiętać mimo dość nieprzychylnej opinii, ponieważ pisarz łączy w swoim utworze historię Chin, które niezwykle mnie fascynują :)
OdpowiedzUsuńPrzygodę z tym panem chciałabym rozpocząć od czegoś bardziej kryminalnego, jednak z "Chińczyka" nie zrezygnuję, bo dobre powieści sobie cenię:)
OdpowiedzUsuńJa już nawet nie wiem, jak długo zabieram się za Mankiela... I jakoś nie mogę go dorwać. Na pewno coś w końcu przeczytam, ale myślę, że "Chińczyka" zostawię sobie ewentualnie na później. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńLubię Mankella, ale na razie czytałam tylko kilka książek o Wallanderze, więc nie wiem jak wypada w innych powieściach. Po "Chińczyka" na pewno sięgnę w przyszłości :)
OdpowiedzUsuń