czwartek, 23 lutego 2012

Otchłań zła - Maxime Chattam


Tytuł oryginału: L’ame du mal
Tłumaczenie: Joanna Stankiewicz-Prądzyńska
Stron: 544
Wydawnictwo: Sonia Draga
Moja ocena: rewelacyjna


Maxime Chattam to francuski pisarz, który ukończył studia na kryminologii. Kiedyś już czytałam jedną jego książkę, ale nie była zachwycająca. Postanowiłam jednak dać autorowi kolejną szansę i wypożyczyłam Otchłań zła, jak się okazało trafiłam na pierwszy tom trylogii. To się nawet dobrze składa, bo z pewnością sięgnę po kolejne części i to jak najszybciej.

W Portland grasuje seryjny morderca, a ofiarami są młode kobiety. Śledztwo prowadzi inspektor Brolin, który mimo młodego wieku doskonale sprawdza się w swojej pracy, a karierę zaczynał w FBI. W sprawę zaangażowana jest również Juliette, studentka psychologii. Razem próbują zrozumieć motywy mordercy, które okazują się dość piekielne i to niemal w dosłownym znaczeniu. Nie chcę zdradzać za dużo fabuły, aby nie zepsuć późniejszej ewentualnej lektury.

Co charakteryzuje seryjnego mordercę? Niektórzy są okrutnymi sadystami, torturowanie i zabijanie sprawia im chorą satysfakcję. Inni są przekonani,  że postępują słusznie w imieniu Boga, czy też innych sił nadprzyrodzonych. Mają misternie ułożony plan, określony sposób działania, wybierają konkretny typ ofiary. Co leży u podstaw ich chorej fantazji? Chattam miał dość oryginalny pomysł, pojawia się wątek okultyzmu i czarnej magii.

Młoda kobieta, która przeżyła koszmar i przystojny, inteligentny policjant – przewidywalny scenariusz, ale co z tego. Trochę o miłości też musi być. I do tego obłąkany zabójca, ale czy na pewno tylko jeden? Bohaterowie zostali bardzo dobrze zarysowani. Pan inspektor, specjalista od tworzenia portretów psychologicznych morderców, od razu zyskał moją sympatię. Dodatkowym plusem są bardzo obrazowe opisy, przynajmniej na moją wyobraźnię zadziałały. Niemal czułam smród gnijących zwłok, przed oczami miałam to obrzydliwe robactwo.

Autor umiejętnie stopniuje napięcie, książka jest niezwykle wciągająca. Jakiś czas temu czytałam kryminał z motywem okultyzmu, ale u Chattama było to takie bardziej mroczne i ciekawsze. Fabuła zaskakuje, a końcówka? Nie tak miało mi się to zakończyć, ale pewnie o to chodziło, bo nikt się tego nie spodziewa. W niektórych opiniach przeczytałam, że minusem jest osadzenie akcji w USA, a nie we Francji. Mi to wcale nie przeszkadzało, bo lubię ten amerykański klimat. Książkę serdecznie polecam, naprawdę bardzo dobry thriller!

piątek, 17 lutego 2012

Krucha jak lód - Jodi Picoult


Tytuł oryginału: Handle with care
Tłumaczenie: Michał Juszkiewicz
Stron: 613
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Moja ocena: dobra


Jodi Picoult porusza w swoich książkach trudne tematy, niektóre wzruszają, inne budzą kontrowersje. Czytelnik na pewno nie jest w stanie przejść obojętnie obok poruszanego problemu. Autorka obiektywnie przedstawia nam szereg argumentów, dzięki którym sami możemy ustosunkować się do omawianej kwestii. Mimo niełatwej tematyki książki Picoult są lekkie w odbiorze, ale nie oznacza to, że nie dają do myślenia. Wręcz przeciwnie! Autorka zmusza nas do refleksji i podczas lektury szukamy odpowiedzi na pytania. Jestem za, czy przeciw? Z którym bohaterem się utożsamiam, a który wzbudza we mnie niechęć, czy też niezrozumienie swoim postępowaniem?

Willow O’Keefe to bystra, pięcioletnia dziewczynka, która była długo wyczekiwanym dzieckiem. Przeżyła poród, chociaż lekarze nie dawali jej zbyt dużo szans. Dlaczego? Już w łonie matki złamała sobie siedem kości. Zdiagnozowano u niej osteogenesis imperfecta – jest to genetyczna choroba, która charakteryzuje się nadmierną kruchością kości. Wystarczy, że Willow się potknie, ktoś ją szturchnie, albo mocniej chwyci i dziewczynka trafia do szpitala, gdzie zakładają jej gips. Rodzice muszą być szalenie ostrożni, zwracać szczególną uwagę na każdy swój ruch, zabraniać córce mnóstwa rzeczy, które robią inne dzieci w jej wieku. Willow jednak się nie skarży, ma przecież kochających się rodziców i starszą siostrę.

Charlotte i Sean bardzo kochają swoją córkę, jednak ich życie nie jest usłane różami. Ile razy musieli tłumaczyć obcym lekarzom, że nie znęcają się nad dzieckiem, że częste złamania są winną choroby? Dochodzą jeszcze problemy finansowe, bo Willow przecież potrzebuje specjalistycznej opieki. I jak w tym wszystkim odnajduje się Amelia, siostra Willow, która w jakimś stopniu została zapomniana i odstawiona na boczny tor?

Nagle stajemy przed określeniem niedobre urodzenie. Państwo O’Keefe mogą zaskarżyć osobę, która prowadziła ciążę Charlotte, o błąd w sztuce lekarskiej. Choroba Willow powinna być zauważona o wiele wcześniej. I zaraz rodzi się pytanie: gdyby Charlotte wcześniej wiedziała o chorobie córki, zdecydowałaby się donosić ciążę? Dochodzi do spięcia między małżonkami, ponieważ nie są jednomyślni. Charlotte chce wywalczyć odszkodowanie, aby zapewnić Willow lepszą przyszłość. Sean nie wyobraża sobie życia bez córki i nie może się przemóc, aby ogłosić w sądzie, że nie powinna się urodzić. A jak Willow zareaguje na proces, w którym jej własna matka będzie zeznawać, że lepiej by było gdyby córka się nie urodziła? Sprawa o niedobre urodzenie zaczyna niszczyć tę rodzinę.

Charlotte bardzo mnie denerwowała, robiła z siebie męczennicę, zapominając że ma jeszcze jedną córkę. A z Amelią wcale nie działo się dobrze. Poza tym Charlotte pozwała swoją najlepszą przyjaciółkę, bo to ona właśnie prowadziła jej ciążę. Przekreśliła lata przyjaźni, chcąc dla swojej córki jak najlepiej. A jaka jest prawda? Może kobieta jednak żałuje, że Willow się urodziła? Choroba dziecka zawsze wzbudza emocje: współczucie, a w przypadku Willow również podziw dla jej siły i hartu ducha. W powieści Piocult widzimy zmagania rodziców, aby zapewnić córce jak najlepszy byt. Krucha jak lód porusza również kwestię aborcji, właściwych wyborów i tych nieprzemyślanych. Jedna decyzja pociąga za sobą całą lawinę niechcianych skutków. Co by było gdyby? Trudno odpowiedź na to pytanie. Można tylko spekulować.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Dziewczyna z sąsiedztwa - Jack Ketchum


Tytuł oryginału: The Girls Next Door
Tłumaczenie: Łukasz Dunajski
Stron: 308
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Moja ocena: bardzo dobra


Co wprawia nas w przerażenie? Co powoduje, że czujemy strach? Może to być horror, w którym chodzą zombie, albo inne zmutowane stworzenia. Może to być trzymający w napięciu thriller, gdzie krew się leje strumieniami, bo jakaś poczciwa kobiecina z obłędem w oczach biega z siekierą. Przerażać mogą wściekłe duchy, które mszczą się na niewinnych istotkach. Jest mnóstwo pomysłów aby wystraszyć czytelnika, czy też widza. Niektóre horrory są bardziej komiczne niż straszne. Natomiast książka Jacka Ketchuma to zupełnie inna kategoria. Biorąc ją do ręki wiedziałam, że czeka mnie mocna lektura, ale czegoś takiego się nie spodziewałam.

Przenosimy się do cichego miasteczka w Stanach Zjednoczonych pod koniec lat 50-tych. W tej spokojnej okolicy mieszka dwunastoletni David, który poznaje o dwa lata starszą Meg. Dziewczynka razem z siostrą mieszka od niedawna u swojej ciotki Ruth, ponieważ ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym. David jest częstym gościem w domu Ruth, ponieważ przyjaźni się z jej synami. Dla Meg nowe miejsce okazało się koszmarem. Początkowo były to tylko wyzwiska i drobne złośliwości. Długi czas nie reagowała na zaczepki, ale w końcu głośno wyraziła swój sprzeciw przeciwko podłemu traktowaniu. I to rozjuszyło Ruth. Zamknęła dziewczynkę w piwnicy i tam zaczął się prawdziwy horror.

Ile dziecko zdoła wytrzymać bólu i upokorzenia? To, co działo się w tej piwnicy przechodzi ludzkie pojęcie. Kara, na którą zdaniem Ruth zasłużyła Meg, przekształciła się w sadyzm. Kobieta oddaje się temu okrutnemu zajęciu z satysfakcją i szaleńczą przyjemnością. Mało tego! Nie ma nic przeciwko temu, a nawet namawia, aby i jej synowie w tym uczestniczyli. Natomiast David jest tylko obserwatorem, podniecony i zafascynowany władzą. Jednak w pewnym momencie mówi sobie: dość, chce pomóc Meg się z tego uwolnić. Czy nie jest na to za późno? Już dawno powinien coś zrobić.

Książka Ketchuma poraża. I jak wspomniałam, przerażające nie są tu żadne siły nadprzyrodzone, czy potwory z bagien. Szokujące jest szaleństwo człowieka i zło, które w nim drzemie. To, do czego jest zdolny w swoim obłędzie. Co sprawia, że powieść tak silnie wpływa na czytelnika? Autentyzm. To wszystko wydaje się tak prawdziwe i realne, że budzi jeszcze większą grozę. Jest tu pełno emocji: nienawiść, przerażenie, bezradność. Ruth budziła we mnie wściekłość, momentami wręcz agresję, miałam ochotę jej przywalić. A David? Zastanawiałam się, kiedy się w końcu ocknie i zareaguje. Nawet sobie nie wyobrażałam, co czuła Meg, albo jej siostra, która mogła się tylko przyglądać.

Czytając można zadać sobie pytanie: gdzie są granice zła i bestialstwa? I czy istnieje wystarczająca kara dla tych, którzy są zdolni do tak drastycznych czynów? Książka Ketchuma jest pełna okrucieństwa, cierpienia i brutalności. Dziewczyna z sąsiedztwa to lektura dla ludzi o mocnych nerwach. Na mnie zrobiła duże wrażenie, tym bardziej, że nie jest to czysta fikcja literacka, historia została oparta na faktach. Na pewno szybko nie zapomnę tej książki.

niedziela, 12 lutego 2012

Co widziały wrony - Ann-Marie MacDonald


Tytuł oryginału: The way the crow flies
Tłumaczenie: Sławomir Studniarz
Stron: 840
Wydawnictwo: Świat książki
Moja ocena: kiepska


Tytuł książki brzmi dość intrygująco. Co te wrony mogły zobaczyć? Na pewno nic dobrego – takie było moje pierwsze skojarzenie. Zapowiadała się długa lektura, ale nawet i tysiąc stron można przeczytać raz dwa, jeśli książka nas zainteresuje. Niestety tę powieść strasznie wymęczyłam, ale o tym za chwilę.

Życie rodziny McCarthych wydaje się prawdziwą idyllą. Poznajemy ich w momencie, kiedy przenoszą się do bazy lotniczej w Kanadzie. Ze względu na pracę Jacka, który jest pułkownikiem lotnictwa, przeprowadzki są dla nich rutyną. Żona jest przyzwyczajona do częstych zmian miejsca zamieszkania. Nowe otoczenie, nowy dom i możliwość poznania ludzi wzbudza w niej nawet nutkę ekscytacji. A jaki ma to wpływ na dwójkę dzieci? Czy uda im się zaaklimatyzować w nowym środowisku? Autorka opisuje nam to wszystko powoli i dokładnie. Poznajemy atmosferę, jaka panuje w bazie lotniczej, gdzie niemal wszyscy się znają i panują pewne niepisane zasady. Częste spotkania towarzyskie, podczas których panie rozmawiają o dzieciach, plotkują o sąsiadach, a w przypadku panów tematem jest polityka i niedawno zakończona II wojna światowa. Dzieci mają swój beztroski świat pełen zabawy, wzajemnych sympatii i antypatii.

Czytam i czytam ten sielankowy obraz i myślę, że po dwustu stronach powinno się w końcu zacząć coś dziać. Owszem, pojawił się jakiś zarys intrygi i problem molestowania, ale trochę się przymuszałam do tej książki. Stwierdziłam, że jeśli kolejne strony będą taką paplaniną o niczym, to dam sobie spokój, chociaż nie lubię odkładać książki, nie czytając jej do końca. Poza tym tyle pozytywnych i zachęcających opinii o tej powieści nie wzięło się znikąd, więc dałam jej szansę.

Akcja ruszyła, kiedy doszło do zbrodni, czyli, o zgrozo, dopiero po czterystu stronach! Szybko jednak znaleziono winnego, a policja nie starała się za bardzo dowieść, czy na pewno mają właściwą osobę. Oprócz tego Jack wplątał się w coś, co mu troszkę uprzykrzało życie. Uważam, że był strasznie naiwny w swoim postępowaniu i to jego ślepe zaufanie działało mi na nerwy. Większość wydarzeń poznajemy oczami Madeleine – dziewięciolatki, która rzeczywistość pojmuje na swój dziecięcy sposób. A w dwadzieścia lat później już jako dorosła kobieta próbuje poznać prawdę i odnaleźć mordercę.

Jestem zwolenniczką wartkiej akcji i połowa książki pani MacDonald to był dla mnie niepotrzebny bełkot. Dzielnie wytrwałam do połowy, ale potem to już kartkowałam, czytając niektóre zdania. I niestety mam wrażenie, że lektura tej powieści była czasem zmarnowanym. Nie wiem, może nie potrafiłam docenić jej uroku, ale jestem rozczarowana. Można by zrezygnować z jakiś czterystu stron i książka nic by na tym nie straciła, przynajmniej w moim przekonaniu. Czy zakończenie jest zaskakujące? Nie bardzo, bo coś takiego kołatało mi się w myślach podczas lektury. Chciałam tę książkę kupić i całe szczęście, że jednak wzięłam ją z biblioteki, bo żałowałabym wydanych pieniędzy.

wtorek, 7 lutego 2012

Reżyser śmierci - Richard Montanari


Tytuł oryginału: The Skin Gods
Tłumaczenie: Paweł Cichawa
Stron: 517
Wydawnictwo:  Sonia Draga
Moja ocena: dobra


Nareszcie jestem po sesji, mogę odłożyć notatki i z czystym sumieniem wrócić do książek. Miałam ochotę na kryminał, gdzie krew się leje strumieniami i biegają psychopatyczni mordercy (co te egzaminy robią z człowiekiem…). Reżyser śmierci miał zapewnić bezsenną noc, a opinie na okładce utwierdzały w przekonaniu, że będzie to dobry wybór lektury. Dotychczas nie słyszałam o autorze, ale spodobał mi się pomysł aranżacji morderstw na podstawie scen z filmów grozy.

Wyobraźcie sobie: wypożyczacie kasetę, oglądacie horror, a w kulminacyjnym momencie zamiast wyreżyserowanej zbrodni, pojawia się amatorskie nagranie wkomponowane w film. Scena niemal identyczna, jak w oryginale, jednak morderstwo wcale nie wygląda na lipne. Wtedy to dopiero można się naprawdę wystraszyć. Czy to tylko głupi żart, a może chora wyobraźnia mordercy?

W ręce filadelfijskiej policji trafia właśnie taka kaseta. Kadr z filmu Hitchcocka został zastąpiony nagraniem, jakby ktoś chciał przedstawić swoją własną wersję kultowej sceny z klasyki horroru. Wszystko wskazuje na to, że dokonano morderstwa. Kim jest zabita dziewczyna i gdzie jest ciało? Sprawę prowadzi dwóch detektywów z wydziału zabójstw: Jessica Balzano i Kevin Byrne, a wraz z pojawieniem się kolejnej kasety i uwiecznionej na niej zbrodni, śledztwo nabiera prędkości. Trop prowadzi do produkcji filmów pornograficznych z sadomasochistyczną oprawą.

Prawie każdy policjant w swojej karierze spotyka przestępcę, który wywiera ogromny wpływ na jego życie. Niezamknięte śledztwo może stać się obsesją, a wyjście takiego delikwenta z więzienia dowodem na to, że wymiar sprawiedliwości zwiódł. Dla detektywa Byrne’a takim człowiekiem jest Julian Matisse, którego zainteresowania również krążą wokół tematów sado - maso. Czy Byrne rozpocznie prywatną krucjatę? A może te sprawy się łączą i Matisse ma coś wspólnego z filmowymi morderstwami?

Pomysł na fabułę ciekawy, akcja się zgrabnie rozwija, nie nudziłam się podczas lektury, bo ciągle coś się działo, ale też nie czytałam z dzikim obłędem w oczach, co będzie dalej. Zakończenie na plus, bo już miałam wszystko opracowane, kto i dlaczego, a tu jeszcze niespodzianka. Nie jest to jakaś rewelacyjna książka, za parę dni pewnie już o niej zapomnę, ale dla miłośników gatunku, będzie to całkiem dobra lektura.