Tytuł oryginału: Tipping the velvet
Tłumaczenie: Magdalena Gwalik - Małkowska
Stron: 421
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Moja ocena: 2/6
Muskając aksamit wyszperałam na bibliotecznej półce. Sam
tytuł bardzo mi się spodobał, a nazwisko autorki brzmiało znajomo. Okazało się,
że w jej dorobku znajduje się Złodziejka – powieść, którą czytałam jakiś czas
temu i która zafascynowała mnie klimatem wiktoriańskiej Anglii. Pełna dobrych
przeczuć wypożyczyłam książkę, licząc na zajmującą lekturę. O jakie było moje
rozczarowanie!
Historię poznajemy z punktu widzenia Nancy, która jest
narratorką powieści. Do jej rutynowego życia wkrada się zupełnie coś
nieoczekiwanego. Poznaje Kitty Buttler, artystkę, która występuje na deskach
teatru. Zaprzyjaźniają się ze sobą i pewnego dnia Nancy oznajmia rodzinie, że
wyjeżdża do Londynu wraz z nowo poznaną przyjaciółką. Szybko przyzwyczaja się
do życia w mieście i zaczyna własną karierę. Z nieśmiałej córki sprzedawcy
ostryg przeistacza się w gwiazdę rewii londyńskiej. Wydawałoby się, że Londyn
sprostał jej oczekiwaniom i pomógł spełnić marzenia. Jednak pewna sytuacja
rujnuje wszystko, Nancy nie tylko rezygnuje z pracy w teatrze, ale również traci
osobę, którą pokochała od pierwszego wejrzenia.
Książkę zaczęłam czytać z wielkim zainteresowaniem, przede
wszystkim ze względu na tło epoki – Anglia pod koniec XIX wieku od dawna
wzbudza moją fascynację. Jednak z każdą kolejną kartką rosło moje
rozczarowanie. Muszę zaznaczyć, że autorka
potrafi stworzyć odpowiednią atmosferę tamtych czasów, ale to jest
jedyny plus tej książki. Waters jako znawczyni powieści wiktoriańskiej serwuje
nam mnóstwo szczegółów dotyczących strojów, ciemnych zakątków miasta, czy
panujących wtedy obyczajów. Trzeba przyznać, że zrobiła to w niezwykle
realistyczny sposób i bez trudu można wczuć się w ten osobliwy XIX – wieczny klimat.
Jednak mimo tematyki, która może wzbudzać kontrowersje, a nawet momentami siać
zgorszenie, książka jest po prostu nudna. Akcja wlecze się jak flaki z olejem,
bohaterka tylko błąka się po ulicach Londynu, albo oddaje seksualnym zabawom. Jedynie
fragmenty dotyczące pracy w teatrze wydały mi się interesujące, cała reszta
mnie nużyła i w efekcie przeskakiwałam co kilka kartek, czytając pobieżnie z
nadzieją, że w końcu coś zacznie się dziać. Nie oczekiwałam wybuchu wulkanu, nagłej
zarazy, czy Kuby Rozpruwacza, szukającego kolejnej ofiary, ale przydałby się
choć minimalny skok akcji. Może częste opisy zbliżeń, momentami nieco
perwersyjnych, miały dodać pikanterii, ale chyba nie zdało to egzaminu.
W tej historii po prostu nic ciekawego się nie dzieje, a
główna bohaterka tylko mnie irytowała swoim zachowaniem. Początkowo Nancy
wydała mi się dziewczyną może nieco zagubioną, ale mającą w sobie potencjał, a
niestety nie zyskała w moich oczach. Naiwna dziewczynka ze swoim ślepym
uwielbieniem zmieniła się w bezmyślną pannę, która nie ma własnego zdania i jej
jedynym celem w życiu są uciechy łóżkowe. Nie potrafiła się odnaleźć,
przybierała różne stroje i maski, gubiąc po drodze swoje prawdziwe ja. Stawała
się kimś, kim oczekiwano żeby była. Może za surowo ją oceniam, ale takie
odniosłam wrażenie, Nancy strasznie mnie denerwowała swoim podejściem do życia.
Muskając aksamit to historia o niespełnionych marzeniach i
bólu porzucenia przez ukochaną osobę. Nancy po przybyciu do Londynu wiodła
życie na dość dobrym poziomie, ale szybko dotknęła ją brutalna rzeczywistość,
dając wręcz po twarzy i odbierając resztki naiwnego spojrzenia na świat. Jest
to książka o poszukiwaniu własnego miejsca i zrozumieniu swoich pragnień,
których spełnienie daje szczęście i ukojenie. Powieść więc powinna wprost
kipieć od emocji, ale szczerze, to nie doszukałam się ich zbyt wielu. Pamiętam wyłącznie
początkową rozpacz Nancy, a potem tylko nieokreśloną pustkę. Chyba nie
potrafiłam wczuć się w tę historię, która mimo wszystko wydała mi się po prostu
nijaka. Bo ile można czytać o lesbijskich skłonnościach, na których opiera się
cała książka.
To moje drugie spotkanie z twórczością Waters i również w
tej książce pojawia się motyw homoseksualnej miłości. Tym razem autorka niczym
mnie nie zaskoczyła, ponownie ta sama sceneria wiktoriańskiej Anglii i
bohaterka, która odkrywa swoje seksualne potrzeby. Najbardziej podobało mi się
tło historyczne, które zostało sumiennie odwzorowane, ale książka niestety mnie
rozczarowała. Była jakby powieleniem poprzedniej, którą miałam okazję czytać. Wydaje
mi się, że Muskając aksamit zrobi większe wrażenie na tych, którzy nie mieli dotychczas
do czynienia z twórczością Waters. Tematyka potrafi wzbudzić mieszane uczucia,
a osadzenie akcji w XIX - wiecznej Anglii jest ogromną zaletą, ponieważ
historia ma swoisty klimat. Czy polecam tę książkę? Muskając aksamit ma w sobie coś
nieuchwytnego, co może zafascynować, albo wprowadzić w znużenie. Musicie sami
się przekonać.
Powiem tak - dobra recenzja biorąc pod uwagę styl, język i argumenty, którymi poparłaś swoją opinię. Ale ja mam nieco inne wrażenia po lekturze. Właściwie to jestem bliska jej końcu, ale jeszcze czytam. I właśnie, jest to moje pierwsze spotkanie, dlatego mi się podoba. Ale mam na półce drugą książkę tej autorki i widzę, że tez jest XIXwieczna Anglia i zapewne miłość lesbijska. Trochę to nudne, ale cóż. Pierwsze wrażenie najważniejsze. ;)
OdpowiedzUsuńSerialu "Gry o tron" jeszcze nie obejrzałam. Mam w planie najpierw przeczytać trzy pierwsze części, dopiero sięgnę po serial. ;)
Będzie recenzja? Jestem ciekawa, jakie są Twoje wrażenia :)
UsuńJasne, że będzie! Tylko musisz troszkę poczekać. Ostatnio mam sporo nauki i staram się wyrobić w czasie ze wszystkim. Ale poinformuję, jak napiszę ;)
UsuńTrochę mnie przybiłaś:) Mam tą książkę na półce i coś czuję,że nieprędko po nią teraz sięgnę.
OdpowiedzUsuńPrzyznam się szczerze, iż niezbyt lubię akcje osadzoną w XIX - wiecznej Anglii. Zdecydowanie preferuje czasy bardziej współczesne, więc chyba jednak nie skuszę się na powyższą powieść.
OdpowiedzUsuńOpis wydawał mi się ciekawy, zwłaszcza, że uwielbiam Anglię w epoce wiktoriańskiej. Jednak, w miarę czytania Twojej recenzji powieść odsuwałam w coraz dalsze plany.. Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że może w tej akcji wleczącej się jak flaki z olejem, to właśnie seksualne zabawy miały dostarczyć rozrywki, a Ty - niestały w uczuciach czytelnik - nie doceniłaś pikantnych momentów ;)
OdpowiedzUsuńMnie tego typu książki nie przekonuję, ale coś jest w Twojej recenzji co mnie przyciąga do tej książki, nie znam autorki, więc może mnie ta lektura zafascynuje :)
a ja chyba dam szansę tej książce, bo mam wrażenie, że może mi się spodobać :)
OdpowiedzUsuńXIX wieczną Anglię uwielbiam, autorki nie znam i chętnie to zmienię :)
OdpowiedzUsuńNie znam tej autorki (choć nazwisko już od jakiegoś czasu znajduje się w moim notesie), ale na pewno postaram się przeczytać jakąś jej książkę. Może będzie to "Muskając aksamit", bo sądząc po Twojej recenzji oraz opiniach innych, to właśnie od tej książki warto zacząć.
OdpowiedzUsuńChyba jednak nie moje klimaty. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja średnio zachęca, ale chyba mimo wszystko się skuszę.. myślę, że może mi się spodobać :)
OdpowiedzUsuńZapowiadało się ciekawie. No i okładka jest piękna. Może mimo słabej oceny warto się skusić? Szczególnie, że nie znam autorki:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńchyba jednak podaruję sobie lekturę tej książki
OdpowiedzUsuńobecnie mam wiele ciekawszych pozycji na oku
Autorka chyba tylko w jednej swojej książce nie porusza wątku lesbijskiego. Zresztą o ile się nie mylę to została uhonorowana nagrodą za najlepszą powieść lesbijską, więc jest to raczej stały motyw w jej powieściach. "Muskając aksamit" mam na półce, ale na razie nie spieszno mi do lektury. Polecam "Niebanalną więź" Waters, w której więcej jest mroku, tajemnicy i pewnej dozy metafizyki, nie ma za to opisów łóżkowych ekscesów. Mnie się bardzo ta książka podobała :)
OdpowiedzUsuńNie planowałam sięgać po kolejne jej książki, ale skoro polecasz, to może dam się namówić. Myślę, że dopiero za jakiś czas zrobię kolejne podejście do twórczości Waters.
UsuńNie słyszałam ani o autorce, ani o książce... na razie sobie odpuszczę chociaż nie wykluczam przeczytania jej w jakiejś nieokreślonej przyszłości.
OdpowiedzUsuńTo już wiadomo co trzeba omijać szerokim łukiem;) A "Złodziejka" jest dobra? Poluję na tę książkę od jakiegoś czasu.
OdpowiedzUsuńOj tak, "Złodziejka" wypada o wiele lepiej. Również Anglia w epoce wiktoriańskiej, ale dodatkowo niezła intryga, ciekawsi bohaterowie, więcej akcji.
UsuńJa mam wielką ochotę na tę książkę.
OdpowiedzUsuńOkładka piękna, ale skoro nie polecasz, to nie będę jej szukać :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest bardzo ładna, od razu rzuca się w oczy. Może kiedyś dam jej szansę, ale raczej w dalekiej przyszłości:)
OdpowiedzUsuńAleż ta kobieta tworzy górnolotne tytułu. Mnie by raczej tytuł tej powieści w ogóle nie przyciągnął, bo jest taki och, ach infantylny :-) Takie tytuły to nadawałam moim opowiadaniom, gdy miałam dziesięć lat. Wydawało mi się, że jak uderzę w takie górnolotne słowa to tekst będzie mądrzejszy. Widać ta Autorka z tego jeszcze nie wyrosła ;-)
OdpowiedzUsuńNie przeczytam, mimo że lubię takie klimaty. Odstrasza mnie brak emocji i postać głównej bohaterki.
Mam w sumie trzy książki tej autorki, zacznę w takim razie właśnie od niej, nie będę tak rozczarowany :)
OdpowiedzUsuńWydawała się być naprawdę zachęcająca, ale ocena mnie odrzuciła ;)
OdpowiedzUsuńSurowa ocena! dzięki za ostrzeżenie :)
OdpowiedzUsuńA miałam na nią chrapkę... Ajjj...
OdpowiedzUsuńDzięki za cynk!!
Zupełnie nie zgadzam się z recenzją. Mnie książka urzekła, chociaż ostatni rozdział faktycznie trochę się dłużył. Całosc pochłonęłam w szybkim tempie. Niepotrzebnie zniechęciło się tyle czytelników. Polecam osobom obeznanym w tematyce, nie każdy ją zrozumie, nie w każdym wzbudzi zainteresowanie.
OdpowiedzUsuń